Kto by pomyślał. Od ponad pięćdziesięciu sześciu godzin noszę dumne miano Absolwentki trzeciej już szkoły. Co więcej, jedną z nich, ostatnią, ukończyłam z ocenami dobrymi. Warto to podkreślać, bo jest to wynik ciężkich lat pracy kształcenia w jednym z dwóch najlepszych liceów w mieście na najbardziej prestiżowym profilu. Tym samym, czuję się upoważniona do wyjaśnienia pewnej kwestii, która nie pozwala mi spać po nocach i sprawia, że mam myśli samobójcze.
Sprawa miała miejsce lat temu trzy, kiedy cudowna uroczystość zakończyła moje kształcenie w gimnazjum. Uchoronowana zostałam wtedy statuetką za osiągnięcia w naukach humanistycznych. Za co? Bo uwierzyłam, że myśli i słowa mają wielką moc i tworzą rzeczywistość. Wybierałam je więc najmądrzej i dlatego zasłużyłam na miano najlepszej, wśród wszystkich uczniów gimnazjum, humanistki. Dodatkowo, bez większych problemów, osiągnęłam najlepszy wynik w olimpiadzie, z palcem w nosie rozwaliłam każdy konkurs literacki, w którym startowałam. Nie istniała potrzeba podlizywania się nauczycielom, moja wiedza i sposób wyrażania siebie zagwarantowały mi nagrodę. Statuetkę najlepszego humanisty otrzymałam ja, stuprocentowa humanistka, która będąc zajebistą w wielu dziedzinach życia, mogłam (w przeciwieństwie do niektórych), planować sobie przyszłość w dziedzinach innych niż humanistyczne. Sięgajmy do korzeni.
Zajebistym się trzeba urodzić, Bejbe.
podobno łzy to nie wstyd tylko oznaka, że na kimś naprawdę zależy.

ale najgorsze jest w tym wszystkim to, że gdyby mnie tak wcześniej nie zranić nie zależałoby mi.

blogger oszalał.
nie wiem, jak się tutaj poruszać. dziesięć minut próbowałam znaleźć ikonkę otwierającą okno nowego wpisu.
co jednak najważniejsze, ostatnie dni wydają mi się być najbardziej poważnymi na przestrzeni ostatnich lat mojego życia. nie byłam tak poważna, kiedy okazało się, że frusciante jest żonaty, zbierałam baty za ucieczkę z matmy czy nawet ogłoszono żałobę narodową.
z jednej strony, matura. cudnie, pięknie, ale nie mam pojęcia, kiedy się to wszystko stało/zaczęło. liceum, a już na pewno trzecia klasa gdzieś umknęły mi między kolejnymi zabiegami, aż robi mi się prawie smutno, że nie spędzałam ze znajomymi więcej czasu. ok. już mi przeszło.
z drugiej, Portal. powód, dla którego mam niezmierną ochotę olać maturę i pisać. pisać, pisać, pisać i w sumie jeszcze trochę pisać. może faktycznie nie jestem taką kretynką, za jaką się uważam?.... poważna jest ta sprawa, bo poważne, wręcz profesjonalne podejście zauważyłam wśród ekipy. troszkę mnie to przeraża, ale mam nadzieję, że zmobilizuje mnie to trochę do równego ogarnięcia siebie, swojego życia i tego, co robię.
tyle mi się w głowie dzieje, ale przez tę zakichaną maturę nie mam czasu tego spisać.

bo zapomnę: jazz jest muzyką dla emocjonalnych masochistów. jak będę pamiętać, kiedyś się naprodukuję w tej sprawie.