"- Faktycznie, masz takie problemy...
- Każdy ma takie problemy, na jakie wygląda. Ja mam problem z poruszaniem się po mieście, pieszo i empekami. Wiesz, dlaczego? Bo nie znoszę, nienawidzę wręcz tego, że ludzie się na mnie patrzą. Nie, właściwie, gapią się. Nie mam pojęcia, o co im chodzi. Są ode mnie ładniejsze i, w co zdecydowanie ciężko uwierzyć, są brzydsze. Jestem zwykła, szara, pospolita. A oni się patrzą. Patrzą i zaniżają moje i tak bardzo niskie poczucie wartości wraz ze skrawkami pewności. Tak, jestem przewrażliwiona, na jakimś punkcie trzeba być. Ale kurcze, chodzę umyta, resztek jedzenia na twarzy nie mam, innych ozdób również. Czasami marzy mi się, że biorę jakiegoś mohera czy skina za fraki i okładam czym popadnie. W taki sam sposób, w jaki Edek w Fight Clubie sprał Angel Face'a.  Nie jest mi wstyd, w końcu, nie o takich rzeczach się fantazjowało. Gorzej jest kiedy uświadamiam sobie, że znam ludzi, którzy się tak we mnie wpatrywali. A taka sytuacja zdarzyła się co najmniej raz."
"- No, ale weź...
- No co, no.
- Dlaczego ty jesteś, jaka jesteś?
- No, ale jaka?
- No właśnie taka.
- Pytasz o krótkie paznokcie czy dwanaście par trampek? Nieobchodzenie urodzin? Zamykanie się na świat? Dążenie do bycia niezrozumianą? Życie w filmie? Zdziwienie wywołane ludźmi dziwiącymi się na widok Arabów? Zadowolenie z widoku pary gejowskiej na ulicy? Odsuwanie innych od siebie? Cynizm? Sarkazm? Feminizm? Allenizm? Lenistwo? Ciągłe fantazjowanie? Preferowanie mężczyzn zdecydowanie bardziej, niż starszych od siebie? Słuchanie jazzu? Łatwe przystosowywanie się do otoczenia? Nieufność? Duży dystans do siebie? Uwielbienie brytyjskiego humoru? Subiektywizm? Neurotyzm? Altruizm, mieszany z nieustannym poczuciem winy? Niestałość w uczuciach? Egoizm? Często zbyt duża wrażliwość? Bo nie wiem, o czym mówić.
- No dlaczego taka jesteś.
- Nie wiem.
- Boże...
- O nie, nie mieszaj w to Boga. Bogu się nie zna i skoro ja nie wiem, Bogu tym bardziej."
"- To jak długo będziesz się obijać?
- Hmm... miesiąc.
- Jakieś plany?
- No wiesz, mam trochę filmów do obejrzenia, książek do przeczytania, jakiś turniej snookera się może trafi...
- Wszystko?
- Wszystko.
- Nie masz poczucia takiego... marnotrawienia czasu? Nie wydaje się Tobie, że wszystko, co sobie 'zaplanowałaś' jest takie puste, płytkie, bez grama sensu? Nie zastanawiasz się nad kruchością życia, nad tym, jak łatwo je stracić? Nie chcesz zrobić CZEGOŚ przez ten miesiąc?
- Gdybym nie była tak leniwa, wszystko, o czym myślę przed pójściem spać, dawno zrealizowałabym i bez patrzenia za siebie władałabym światem. A kruchość istnienia? Uświadamiam to sobie za każdym razem, kiedy widzę rozjechanego gołębia czy kota. Wtedy myślę sobie "Kurcze, co by było, gdybym to ja była tym rozjechanym gołębiem z rozrzuconymi skrzydłami czy kotem z bebechami na asfalcie?". Czasami nawet przystanę sobie koło takich zwłok, już, już zaczyna mi się robić smutno, kiedy przypomina mi się, że dawno nie jadłam produktu x. Zawsze w podobnych momentach zadumy, krwawej sieczki na ekranie czy ściskającej za gardło/żołądek/innej-części-ciała sytuacji uświadamiam sobie, że chce mi się jeść. A że mieszkam, gdzie mieszkam, na takim osiedlu, gdzie ciągle coś jest rozjeżdżane nie dziwota, że wyglądam jak wyglądam."
"- Wyobraź...
- Nie.
- No ok. Wyobraź sobie, że musisz sobie wyobrazić. Spotkasz fantastyczną osobę, z którą będziesz chciała spędzić resztę swojego życia. Będzie podzielać wszystkie twoje pasje, zrozumie cię jak nikt inny, kolokwialnie mówiąc: znajdziesz swoją Drugą Połówkę, najbardziej idealną z idealnych dla ciebie. Nie, wróć. Nie będzie idealna, bo będzie wierzyć w Boga. Będzie co niedzielę biec na mszę, zachowa wszystkie posty w roku, w ciągu wakacji będzie ciągać ciebie po różnych sanktuariach czy na pielgrzymki. Co wtedy?
- Wtedy powiem tej osobie to, co powiedziałam tobie. I rzekomemu Bogu, że spieprzył sprawę. Nie powiesz, że nie. Miał wybór pomiędzy mną, a moją siostrą. Ona, rozumiesz, wzór cnót wszelakich, ułożona, wierząca, niebieskie oczy, figura bez zarzutu i takie inne. A ja? No sama widzisz. I Bogu pozwolił, żeby to ona zachorowała. Przecież... kurcze. W takim wypadku mam traktować to jako ukryta wiadomość? To ma mieć jakiś głębszy sens? Pomyśl, gdyby Bogu był, to przecież nie zniżałby się do poziomu ludzi. Taki przekaz również był błędny, bo tylko się wkurzyłam. Nie zaczęłam jeździć z rodzicami na jakieś modły, nie dołączyłam do grupy wsparcia. Coś, jak wiara, co w tym momencie uważam za coś bez sensu, jeszcze bardziej straciło sens. Ona ma stwardnienie, ja miałam wybitych kilka palców. 
- A kolana?
- Co "kolana"?
- No przecież... no wiesz. Jesteś kaleką.
- Kalectwo, jak większość chorób, są schorzeniami umysłu. I tu jest ta różnica - moja siostra psychicznie nie jest chora. Jakby tak przeanalizować to, co się dzieje w mojej głowie wyszłoby nie to, że jestem kaleką, tylko że jestem martwa".